25.10.2020

A może szydełkowe getry?

Nadchodząca jesień jest już na tyle widoczna, by skusić kobiety do zweryfikowania zawartości szafy. A do tego nie trzeba wiele. Wystarczą oryginalne getry w pięknych kolorach. Dzisiaj mam dla Was dwie propozycje, które nadają się do założenia na spodnie.

Ściągacz zawsze modny

Pierwszy model jest wykonany z grubszej włóczki. Szydełkowy ściągacz sprawdza się idealnie w krótszej wersji (26 cm). Na jedną parę wykorzystałam niecałe dwa motki włóczki SWEET ROLL.


Getry inne niż wszystkie

Podobają mi się wzory wypukłe, dlatego taki użyłam w poniższym modelu. Zresztą, to mój ulubiony wzór. Możecie go też zobaczyć w moich kominach i chustach



Jak widać na zdjęciu, getry można nosić na dwa sposoby. Są dłuższe niż poprzedni model (36 cm). Zsuwając je nieco, uzyskamy odmienny efekt. Z racji wybranego wzoru poddają się idealnie i tworzą zupełnie inny efekt. Użyta włóczka to PAPATYA CAKE.

15.10.2020

Jesienne sweterki

Pogoda iście jesienna. Nasza garderoba zaczyna odzwierciedlać to, co widać za oknem. Ciepłe sweterki w pięknych kolorach to podstawowa odzież na jesienną szarugę. 

U mnie powstały trzy modele z przepięknej akrylowej włóczki. Przędza jest cieniowana i dostępna w wielu wariantach kolorystycznych. Jest też coś dla bardziej wymagających - wersja z wplataną srebrną nitką. 

Poniżej dwa sweterki w klasycznej odsłonie włóczki Papatya Cake. Pierwszy w jesiennych kolorach z rękawkiem 3\4, a drugi w pastelowej wersji dla poprawy samopoczucia.



Trzeci szaro-filetowy ze srebrna nitką.


Na rozmiar M potrzebne są około dwa motki włóczki. Używałam szydełka numer 5, więc prace posuwają się naprawdę szybko. Dwa wieczory i każda z Was może cieszyć się własnoręcznie wykonanym sweterkiem.

9.10.2020

Czas nadrobić zaległości

Z małym poślizgiem, ale jestem. Dzisiaj prezentuję kolejną maskotkę wykonaną na podstawie książki.

Czy ja dziecinnieję?

Nigdy nie myślałam, że powrót do szkolnych lektur może wywołać we mnie takie emocje. Jako osoba dorosła zupełnie inaczej odbieram książki, w których dostrzegam drugie dno. Niby przeczytane, przerobione na lekcji, a jednak odnajduję w nich nową odsłonę starej historii.

Tak... Pamiętam też, że wolałam czytać te, które były daleko poza spisem lektur. I tym razem mowa o książce, która nie widnieje na liście  nakazanych, choć uważam, że mogłaby z nimi stanąć w szranki.

Przybywa mi lat, a ja coraz częściej sięgam po książki dla dzieci i młodzieży. Czytając bajki, zastanawiam się nad umiejętnościami autora, który przez ciekawą historię przekazuje młodym czytelnikom wartościowe treści. Opowiadanie emocjami to trudna sztuka.

Romek Pawlak świetnie to czyni. Wspomnę  tu, że autor tworzy nie tylko dla dzieci, ale także i dla dorosłych. Książki te można w łatwy sposób odróżnić od siebie – wystarczy zwrócić uwagę na sposób zapisu imienia pisarza.

 

Nie macie pojęcia, jaki problem miałam z kupieniem wybranej pozycji. „Miłek z Czarnego Lasu” Romana Pawlaka jest wręcz nie do zdobycia. Nakład został wyczerpany, a wznowień brak. Szkoda.

W szkolnej bibliotece także jej nie znalazłam. Dopiero w trzecim antykwariacie upolowałam swoją zdobycz. I wiecie co? Jeszcze nigdy nie cieszyłam się tak bardzo z kupionej książki. W końcu podarowałam bajce nowy dom i kolejne życie.

Na podstawie opowieści powstał scenariusz bajki o Miłku – zajrzyj tu, a przeniesie cię do strony TV Studia Filmów Animowanych, gdzie znalazłam kadry z filmu wybranego przeze mnie bohatera.

 

Długo miotałam się pomiędzy jedną a drugą wersją Miłka. Ostatecznie wygrała postać z animacji. Poniżej kilka zdjęć szydełkowego Miłka.